Ryse: Son of Rome. Recenzja z pięknymi widokami

Paweł Wiater
Wideo
od 16 lat
Nie bez powodu Ryse: Son of Rome był jednym z tytułów startowych na nową konsolę Mircosoft, czyli Xbox One. Producenci chcąc zachęcić klientów na pierwszy ogień przeważnie rzucają produkcje, które graficznie wciskają nas w fotel. Dziś gra debiutuje na PC. I jest jeszcze ładniejsza.

Wcielamy się w Mariusa Titusa, rzymskiego legionistę. Świeżo po akademii Titus odwiedza swoje rodzinne strony. Sielanka kończy się szybko za sprawą ataku barbarzyńców, po którym ginie cała rodzina Titusa. Młody żołnierz, by dokonać zemsty, postanawia przelać jak największą ilość krwi przeciwnika chwaląc przy tym Cesarstwo i samego Cezara. Dopiero z czasem okaże się, że nic nie jest takie proste, jakim by się wydawało na pierwszy rzut oka.

Fabuła nie należy do specjalnie odkrywczych. Tak naprawdę już po kilkunastu minutach jesteśmy niemal pewni tego, jak zakończy się nasza przygoda. Jednak mimo to dalej napieramy na kolejne hordy przeciwników chcąc się przekonać, czy faktycznie tak będzie. Mówiąc krótko: fabuła jest prosta, zrozumiała i w hollywoodzki sposób wciągająca.

A dzięki oprócz samej Italii zwiedzimy równie piękny Albion i ponurą północ, by ostatecznie trafić na arenę. Rzym, jak i cała historyczna otoczka nakreślona przez programistów jest nieco sztampowy. To bardziej wariacja na temat popkulturowej wizji tamtych czasów w stylu filmu Gladiator. Ale to zupełnie nie przeszkadza. To w końcu gra.

Ryse: Son of Rome. Recenzja z pięknymi widokami
Ryse: Son of Rome. Recenzja z pięknymi widokami

Tym bardziej, że między poszczególne wydarzenia całkiem zgrabnie wpleciono elementy fantastyczne. Stanowią one przyjemny smaczek, nie burząc określonych proporcji. Oczywiście, jeżeli ktoś chciałby porównywać Ryse na przykład do God of War i całej palety postaci czy mitologii występującej w produkcji, to tytuł opracowany przez studio Crytek (twórców serii Crysis i pierwszej części Far Cry), przegrałby z kretesem.

Jeżeli ktoś spodziewa się symulatora rzymskiego legionisty, to też będzie trochę zawiedziony. Ryse to klasyczny slasherowy tytuł, dzięki któremu po godzinie grania, co niektórych rozbolą palce. Cała rozgrywka opiera się na kilku klawiszach, które stosujemy non stop do zadawania kolejnych serii ciosów. Do tego bardzo widowiskowe finishery, których używamy dosłownie co chwilę.

Walki są krwawe, brutalne i niezwykle satysfakcjonujące. O ile walki w tytułach jak God of War czy Devil May Cry również były bardzo dopracowane, to opierały się na nadprzyrodzonych elementach nie z tego świata. Tu walczymy przede wszystkim z ludźmi z krwi i kości. Przez to walka sprawia wrażenie całkiem realistycznej.
Titus dekapituje kolejnych wrogów za pomocą włóczni, miecza i tarczy. Wszystko jest widowiskowe i dopracowane. A w momentach spowolnienia czasu aż mi się przypominały sceny z filmu 300. Świetna robota.

Ryse: Son of Rome. Recenzja z pięknymi widokami
Ryse: Son of Rome. Recenzja z pięknymi widokami

Za każdą walkę dostajemy między innymi punkty odwagi. Pozwalają one na odblokowanie dodatkowych możliwości Titusa. Przede wszystkim chodzi o większą ilość zadawanych ciosów, dłuższy pasek energii czy co bardziej krwawe finishery. Gra jednak nie jest tak rygorystyczna wobec użytkownika. Podczas walki nawet, jeśli naciśniemy inny klawisz niż ten, który się wyświetla (np. zamiast tarczy – miecz) to bohater i tak dokona zabójstwa tylko, że dostaniemy mniej punktów doświadczenia.

Niestety: diabeł trochę tkwi w szczegółach. Walka w Ryse jest prosta i intuicyjna. I to nawet na klawiaturze. Przełożenie pada na klawisze odbyło się bez jakichkolwiek zgrzytów. Do tego są machiny wojenne, płonące statki, tysiące wrogów do ubicia i piękne widoki.
Jednak całe środowisko gry jest nieco zbyt sterylne. Naszym mieczem nie możemy zrobić nawet małej rysy na elementach otoczenia (oprócz waz). Rozwalając kolejnego przeciwnika nie liczcie na to, że wasz bohater będzie cały we krwi. Nie spadnie na niego nawet kropla. Po tym, co widzieliśmy w Tomb Raider trochę boli takie pójście na łatwiznę.

Ryse: Son of Rome. Recenzja z pięknymi widokami
Ryse: Son of Rome. Recenzja z pięknymi widokami

Choć rozgrywka jest widowiskowa i wciągająca, to po pewnym czasie może narastać znużenie. Około 8 godzin kampanii dla pojedynczego gracza składa się z serii niestety zbyt podobnych potyczek, które mogą nudzić. Sytuacji nie poprawia istna armia klonów po stronie wroga. Stworzono stanowczo za małą ilość sylwetek przeciwników - walcząc w tym samym momencie z dwoma identycznymi osobnikami przypominamy sobie stare tytuły, a nie gry nowej generacji.
Na niższych poziomach trudności gra jest też za łatwa.
Momenty, kiedy ryzykujemy życiem naszego Titusa to rzadkość. Jeszcze gorzej wygląda to w przypadku multiplayera. O ile różne mankamenty mogliśmy wybaczyć w singlu ze względu na fabułę, to granie w sieci jest niestety nudne.

Twórcy postarali się urozmaicić zabawę i czasami możemy przejąć dowodzenia nad maszynami wojennymi (katapulty) czy całymi rzymskimi oddziałami, które w określonych formacjach przebijają się przez liczniejszego wroga. fajne, ale zbyt rzadkie.

Ryse: Son of Rome. Recenzja z pięknymi widokami
Ryse: Son of Rome. Recenzja z pięknymi widokami

Ale za to jak ta gra wygląda...
Pomijając brak większych możliwości w zakresie destrukcji otoczenia, to Ryse: Son of Rome można określić jako majstersztyk.
Gra jest po prostu piękna.
Pola bitwy sprawiają wrażenie, że naprawdę bierzemy udział w prawdziwej wojnie. Wykonanie postaci - począwszy od detali stroju, ekwipunku i uzbrojenia po same animacje, to nowa jakość w slasherach.

Wystarczy obejrzeć cutscenki, które zostały stworzone na silniku gry. Widać, że z CryEngine 3 wyciśnięto siódme poty.
Lokacje? Nawet oglądanie przepięknej roślinności czy wody już sprawia przyjemność.
A przy tym całym graficznym przepychu zaskoczyć mogą wymagania sprzętowe.
Gra działa dobrze na całkiem wysokich ustawieniach nawet na 2-3 letnich komputerach. A nawet na średnich detalach dostajemy prawdziwą ucztę. Tym bardziej, że mamy bardzo dużo opcji.

Ryse: Son of Rome na PC wygląda obłędnie. Gdyby sam pomysł na grę i poszczególne rozwiązania były na podobnym poziomie, dostalibyśmy jedną z lepszych gier w historii.
A tak: popatrzeć warto, ale zagrać już tylko można.

Ryse: Son of Rome. Recenzja z pięknymi widokami

Dowiedz się więcej o grze Ryse: Son of Rome

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gra.pl Gra.pl